Trzeci rok krytyki Webstarów

Nagrody, nagrody. Miło jest je dostawać, szczególnie wtedy, gdy czujemy, że na nie zasłużyliśmy. Wiadomo też, że dobrze działają na wizerunek firmy, jest fajna gala, jest co postawić w biurowej gablocie. A dostać "nagrodę w najbardziej prestiżowym konkursie w polskim internecie", to nobilituje. Jednak jeśli konkurs chce być nazywany "prestiżowym", to na krytykę zasługuje.

W tym roku kolejny raz statuetki Webstar będą przyznawać internauci. I kolejny raz system głosowania jest... po prostu skandaliczny.

W zeszłym roku zamieściłem linka do wpisu anonimowego pracownika jednej z agencji interaktywnych. Opisał w nim jak wygląda głosowanie na WebStary w jego firmie. W skrócie: wszyscy pracownicy zostali poproszeni przez szefa, aby głosować na swoją agencję. Teoretycznie jedna osoba mogła oddać tylko jeden głos. Praktycznie - system głosowania WebStarFestival korzystał z ciasteczek (cookies). Wystarczyło wykasować ciasteczko ze swojego systemu, by móc ponownie głosować. I tak wkoło Macieju.

W tegorocznej edycji zamiast zaostrzyć zasady, organizatorzy - MMT Management oraz "Stowarzyszenie Reklamy Interaktywnej" (w ten sposób na stronach festiwalu jest opisane IAB Polska), postąpili odwrotnie i go "złagodzili". Teraz głos można oddawać TYLKO raz dziennie. Teoretycznie. Bo ja oddałem już dzisiaj trzy głosy w ramach jednej kategorii. Dlaczego? Bo moja przeglądarka przy każdym uruchomieniu kasuje cookies. Łatwo się domyślić, że "nagrodę" internautów zdobędą najwytrwalsi i najbardziej zdeterminowani klikacze, zapewne pracownicy nominowanych firm. Kolejny rok z kolei organizatorzy nie wyciągnęli żadnych wniosków.

Zgłoszenie strony do konkursu w edycji 2008 to 995 zł (bez VAT) w przypadku 22 kategorii. Kilka innych - jak blog czy strona prywatna to kosz rzędu 195 zł. Gdy pomnożymy te 22 kategorie przez co najmniej 5 witryn zaklasyfikowanych do każdej z nich i kwotę 995 zł, to możemy mówić o sumie rzędu ponad 100 tys. złotych. A nominowanych witryn było zapewne więcej.

Z WebStarów robi się więc dobry biznes, który opłaca się wszystkim. Organizatorzy na nim zarabiają. Nominowani - sami siebie nominowali (nie wyobrażam sobie, żeby ktoś za nich zapłacił 995 zł), a z dużym prawdopodobieństwem będą mogli się chwalić tytułem "nominowanego" do "najbardziej prestiżowego konkursu w polskim internecie". Nie mówię już o nagrodzonych. Ginie w tym wszystkim sens organizacji tego typu konkursów, a robi się wielki PRowy szum.

Samopoczucie poprawia mi tylko lista członków Akademii Internetu, zajmującej się wyborem najlepszych serwisów. Bo rzeczywiście znajdują się na niej czołowi specjaliści polskiego rynku internetowego (choć niektórzy z nich także nie wyglądają na najbardziej zachwyconych). I wybory Akademii nie powinny budzić żadnych zastrzeżeń. Niestety dobre wrażenie absolutnie psuje głosowanie "internautów".

Piotrek

ps. WebStara można też sobie kupić (za blogiem Pstro)